sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 2

        Svengal i Will spojrzeli na nią ze zdziwieniem, a potem przenieśli wzrok na Gunnara. Maddie zauważyła, że chłopak jest lekko zakłopotany. Wiedziała, że teraz może być panią sytuacji i syn Eraka dostanie kolejną nauczkę. Pomyślała, iż przyda mu się to, przynajmniej następnym razem poważnie się zastanowi zanim zakpi ze zwiadowców. Tymczasem on, widząc pytające spojrzenia, zaczął opowiadać swoją wersję wydarzeń.
- Założyłem się z ojcem, że uda mi się przechytrzyć zwiadowcę. Uznałem jednak, że na dobry początek nie mogę wybrać aż tak trudnego przeciwnika jakim jest np. Will, więc wybrałem jego uczennicę. Przez jakiś czas ją obserwowałem i opracowałem plan. Wygrałem. Maddie nawet nie spodziewała się, że w tym momencie ktoś może ją zaatakować, ale trzeba przyznać, że broniła się dość dzielnie jak na dziewczynę.
       Will rzucił mu nieco sceptyczne spojrzenie, zaś Svengal był wyraźnie rozbawiony. Maddie poczuła, że wszystko się w niej gotuje. Obraził ją! Kpił sobie z jej umiejętności! Owszem, nie skończyła jeszcze nauki i z pewnością nie dorastała Willowi do pięt, ale co o nich, zwiadowcach mógł wiedzieć Skandianin?! I choć nie była tak dobra jak Will, to jednak w innych okolicznościach potrafiłaby pokonać Gunnara. Poza tym ta uwaga o tym, że jak na dziewczynę broniła się dzielnie, była już zupełnie nie na miejscu. Pomimo tego zachowała spokój. Wiedziała, że tylko tak wygra tę potyczkę.
- Nie dokończyłeś tej jakże pasjonującej opowieści. Zapomniałeś o niedźwiedziu - powiedziała i zrobiła minę niewiniątka.
- O jakim niedźwiedziu? - zainteresował się Will.
      Gunnar zaczerwienił się, natomiast Will wyraźnie nie mógł doczekać się dalszego ciągu tej historii. Wiedział, że Maddie wybrnie z tej sytuacji w pięknym stylu, a syn Eraka nie będzie miał już nic do powiedzenia. Svengal też to czuł, zresztą wiele razy był świadkiem, a nawet uczestnikiem takich przekomarzań. Zwiadowcy pod tym względem nie mieli sobie równych.
- No tak, spotkaliśmy niedźwiedzia, ale udało się opanować sytuację - odpowiedział pospiesznie Gunnar.
- Komu się udało? - spytała zaczepnie Maddie. - Bo z tego co pamiętam, zacząłeś uciekać i nieźle go rozwścieczyłeś. Przyznaj, że uratowałam ci życie. No dobra, zdrowie - poprawiła.
       Svengal próbował się powstrzymać, ale w końcu parsknął śmiechem i nie mógł się uspokoić. Will, jak to zwiadowca, uśmiechał się pod nosem. Maddie zaś nie kryła zadowolenia, widząc zakłopotanego Gunnara, który zastanawiał się jak ocalić swój honor. Niestety, nie wpadł na żaden pomysł i milczał.
- Na brodę Gorloga! Chłopie, czy to nie było zawsze na odwrót? Dzielny wojownik ratuje piękną damę z opresji, a ona rzuca się w jego silne ramiona i jest mu wdzięczna do końca swych dni... Coś pomieszałeś, nie wyobrażam sobie ciebie padającego w ramiona Maddie - mówił Svengal.
- Przestań! - krzyknął chłopak.
       Svengal zarechotał głośno. Uwielbiał tak dla żartu pastwić się nad Gunnarem. Syn Eraka był sympatyczny, ale momentami trochę zarozumiały i zbyt pewny siebie. Dobrze, że Maddie nie pozwoliła z siebie zakpić i całą sytuację obróciła przeciwko niemu. Miło było popatrzeć jak Gunnar kompletnie nie wie co powiedzieć i jak się zachować.
- Jak jesteś taki mądry to czemu żadna panna nigdy się nie znalazła w twoich ramionach? - zapytał złośliwie Gunnar.
- Ja już jestem stary i się nie zmienię, ale ty o jakąś niewiastę mógłbyś się postarać, póki nie jest za późno.
       Will słuchał tego wszystkiego z wielką przyjemnością, ale w końcu uznał, że trzeba jakoś rozładować napiętą atmosferę, bo niebawem może paść za dużo słów. Skandianie przecież łatwo wpadają w gniew i nie kończy się to zbyt dobrze... Wobec tego uśmiechnął się do wszystkich i zaproponował:
- Może porozmawiamy u mnie, przy pysznej kawie?
- A jakiś trunek dla mnie też by się znalazł? - zapytał ochoczo Svengal.
                                                           * * *
     W całym domu unosił się aromatyczny zapach kawy, największego przysmaku zwiadowców. Maddie dopiero z czasem przekonała się do tego napoju, ale teraz już także ona nie wyobrażała sobie bez niego życia. Kawa miała w sobie coś niezwykłego, bo z jednej strony stanowiła swego rodzaju ukojenie, lekarstwo na wszystkie smutki, a z drugiej pobudzała do działania, dodawała sił, nastrajała optymistycznie. Energia i spokój w jednej filiżance. Niesamowite. Skandianie tego nie rozumieli, np. według Svengala każdy prawdziwy mężczyzna powinien pić dużo piwa, a nie jakieś tam kawy.
       Maddie upiła kolejny łyk. Uważnie słuchała rozmowy Willa i Svengala, nie tylko dlatego, że lubiła nowinki, ale po prostu wydawało jej się wręcz niemożliwe to, że tych dwóch tak się lubi, pomimo tylu różnic. Will to przecież indywidualista, na dodatek zadziorny, a Svengal jest zabijaką i awanturnikiem, lecz i tak potrafili się dogadać i nie skakać sobie do gardeł, chociaż co chwilę któryś rzucał jakąś kąśliwą uwagę lub miał zupełnie inny pogląd na daną sprawę. Stwierdziła, że widocznie te wszystkie niebezpieczeństwa, przygody, walka ramię w ramię potrafią łączyć ludzi.
- Gunnar, może opowiesz nam trochę o sobie. Już wiemy, że boisz się niedźwiedzi i lubisz straszyć młode damy, ale na pewno masz coś więcej do powiedzenia - stwierdził Will.
- Zauważ Willu, że Madelyn też jest dosyć milcząca, co jest dziwne jak na dziewczynę, która powinna raczej paplać bez opamiętania - odparł Svengal.
- Kobieta z klasą potrafi i milczeć, nie wypada przeszkadzać mężczyznom w ich dyskusji - powiedziała wyniośle Maddie.
- Owszem, ale siedzieć z kimś przy stole i nie odzywać się do niego to także niegrzeczne - odbił piłeczkę Svengal.
- To samo tyczy się Gunnara. Idę pobiegać, o tej godzinie mam zawsze trening i przynajmniej nikt mi nie zarzuci, że siedzę przy stole i nic nie mówię - oznajmiła Maddie.
      Oczywiście Will i Svengal nie mieli do nikogo pretensji i zwyczajnie chcieli zażartować, bo widzieli, że między Maddie i Gunnarem zrobiła się dość napięta atmosfera. Dziewczyna miała do niego pretensje o napad i kpiny, zaś on zdenerwował się, że go tak ośmieszyła przy innych. Różnica między nimi była jednak taka, że o ile Gunnar nie zamierzał się długo gniewać i w sumie Maddie wydawała mu się dość ciekawą osobą, o tyle ona nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z takim bezczelnym zarozumialcem za jakiego go uważała. Syn oberjarla? Świetnie, a ona wnuczka króla i co?
      Maddie lubiła biegać, bo mogła wtedy zebrać i uporządkować myśli, rozładować gniew, poczuć się tak lekko i swobodnie. Zawsze miała wrażenie, że ściga się z wiatrem.
       Gunnar także wyszedł z chaty. Stwierdził, że lepiej zakopać topór wojenny, bo nigdy nie wiadomo kiedy Skandia będzie potrzebowała pomocy zwiadowców. Przez chwilę wpatrywał się w szczupłą sylwetkę dziewczyny, potem jego wzrok spoczął na włosach, niestarannie zaplecionych w warkocz. Uznał, że jest nawet atrakcyjna, pomimo dość ciężkiego charakteru. Postanowił, że i on pobiega.
- Jak długo zazwyczaj biegasz? - zapytał, kiedy dołączył do niej.
- Co ty tu robisz? - W jej głosie wyraźnie słychać było niezadowolenie.
- Biegam.
      Przez dłuższy czas w ogóle nie odzywali się do siebie i Maddie miała nadzieję, że tak już zostanie. Gunnar coraz bardziej ją denerwował i zwątpiła, że kiedykolwiek da jej spokój. Wkrótce jednak sama jego obecność zaczęła ją drażnić. 
- Słuchaj, robisz to wszystko celowo! Nie rozumiem czego ode mnie chcesz - zaczęła.
- Ja pokonałem ciebie, mnie pokonał niedźwiedź, a niedźwiedzia ty, więc zatoczyliśmy koło i jesteśmy kwita.
- Dobra, niech ci będzie. W sumie nie wiadomo, kiedy następnym razem się zobaczymy, więc to i tak bez znaczenia - stwierdziła. - Dziesięć okrążeń wokół polany?
       Po skończonym biegu usiedli zmęczeni na trawie. Żadne nie chciało okazać się słabsze, więc oboje biegli na maksimum swoich możliwości. Gunnar był trochę w szoku, Maddie naprawdę pozytywnie go zaskoczyła. Zupełnie nie przypominała dziewcząt, które znał. Właściwie nie przebywał zbyt często w damskim towarzystwie, chociaż miał już osiemnaście lat i zdarzało się, że jakaś była nim zainteresowana. Jednak jemu wszystkie wydawały się takie same i zwyczajnie nieciekawe. Poza tym uważał, że nie ma czasu na jakieś miłostki, wzywały go obowiązki i morze... Przecież jego ojciec również późno się ustatkował. Jednak Maddie była inna, intrygowała go.
- O czym tak rozmyślałaś wtedy w lesie? - zapytał, chcąc przerwać ciszę.
- Hej, to że wybaczyłam ci jakże okrutną napaść, nie oznacza, że teraz zacznę ci się zwierzać, czy coś - prychnęła.
                                                          * * *
- Chyba się nie pokłócili - powiedział z uśmiechem Will.
- Może jeszcze się w sobie zakochają - zarechotał Svengal.
      Uśmiech natychmiast zginął Willowi z twarzy. Właśnie takich sytuacji zawsze się obawiał, bo wiedział, że Maddie jest młoda i zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie życie ją czeka, gdy zostanie pełnoprawnym zwiadowcą. Szczególnie kwestia miłości jest dość skomplikowana, a nie chciał żeby dziewczyna cierpiała.
- Co? Uważasz, że Gunnar nie jest odpowiednią partią dla twojej chrześniaczki? - zapytał złośliwie Svengal, widząc wyraz twarzy Willa.
- Nic nie rozumiesz. Ona jest zwiadowczynią...
      Skandianin nie zdążył nic już odpowiedzieć, bowiem w izbie rozległo się donośne pukanie do drzwi. Will początkowo pomyślał, że to Maddie wróciła i jest zdenerwowana, jednak po chwili uzmysłowił sobie, że ona raczej by wbiegła do domu, nie czekając aż ktoś jej otworzy. Zwiadowca z lekkim niepokojem podszedł do drzwi. Nikogo się dziś nie spodziewał. Otworzył je i ujrzał znajomą twarz, do połowy pokrytą siwą brodą.
- Halt! Czy dzisiaj jest jakieś święto? - zażartował.
- Nie śmiej się Willu, bo przynoszę dość niepokojące wieści - powiedział z powagą.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 1

- Maddie, jak ty sobie to wszystko wyobrażasz?
      Spodziewała się tego. Matka wezwała ją na zamek, twierdząc, że muszą poważnie porozmawiać i dziewczyna od razu zgadła co będzie tematem tej rozmowy. Minął tydzień od dnia, w którym zdecydowała, że nadal będzie uczyła się u Willa. Naprawdę spodobało jej się takie życie i chciała dokończyć naukę, a potem stać się pełnoprawnym zwiadowcą. Cassandra za namową męża wyraziła na to zgodę, ale miała wiele zastrzeżeń i obaw. Maddie obawiała się, że mama uważa to za jej kolejny kaprys.
- Przecież ustaliłyśmy, że zostaję u wujka Willa, więc o co chodzi? – zapytała zaczepnie, udając, że nie rozumie.
- Nie zauważyłaś, iż pojawia się konflikt ról? Jesteś księżniczką i pewnego dnia odziedziczysz tron, więc nie możesz jednocześnie być zwiadowcą! Zgodziłam się na dalszą naukę, ale co potem?
- Czy ty już planujesz umierać mamo? Poza tym jest jeszcze dziadek. I tata.
- Proszę cię, nie udawaj głupiej. Dziadek jest ciężko chory, przejęłam jego obowiązki, ale ty, jako księżniczka również powinnaś mieć wiele zadań, uczyć się funkcjonowania w świecie polityki. Przecież ciąży na nas odpowiedzialność za nasz kraj. Nawet jeśli skończysz szkolenie i tak nie będziesz mogła być zwiadowcą.
        Cassandra starała się zachować spokój. Ta rozmowa dla obu stron nie była łatwa. Ona też kiedyś kochała przygody, a zamkowe życie wydawało jej się potwornie nudne. Nie chciała teraz zachowywać się jak stara i zgorzkniała matrona, która nakazuje córce uczyć się ręcznych robótek. Po prostu wiedziała, że Maddie będzie musiała przejąć jakieś obowiązki i przyzwyczaić się do takiego życia, prędzej czy później. Zwiadowcy zaś wiecznie chodzili własnymi drogami, mieszkali w lesie i często wyruszali na różne misje. Nie można było pogodzić tych dwóch funkcji.
- Nie masz rodzeństwa… - kontynuowała.
- To akurat nie moja wina! – krzyknęła Maddie, ale natychmiast uświadomiła sobie, że się zagalopowała. – Przepraszam mamo, po prostu nie odpowiadałoby mi już takie życie, przecież rozumiesz.
     Cassandra uśmiechnęła się. Dawna Maddie nigdy by jej nie przeprosiła. Nauka rzeczywiście jej służyła, oczywiście nadal potrafiła pyskować, jednak szybko się reflektowała. Umiała już się opanować i szanowała innych.
- Chyba musimy odłożyć tę rozmowę na inny dzień – westchnęła. – Dokończysz szkolenie, a później podejmiemy jakąś decyzję. Pamiętaj tylko, że nie można uciec od tego, kim się jest. Prędzej czy później to zrozumiesz.
        Maddie nie do końca zadowolona z przebiegu tej rozmowy, opuściła salę. Nie miała nawet ochoty zostawać na obiedzie. Cassandra zaczęła obawiać się, że  przez to wszystko dziewczyna oddali się od niej. Przecież i tak już nie mieszkała na zamku, a teraz jeszcze miałaby mieć do niej żal o to, że nie jest zachwycona jej planami na przyszłość?
- I jak poszło? – zapytał z troską Horace, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Cassandra prosiła go, aby tym razem pozwolił jej samej to załatwić.
- Będziesz miał zwiadowczynię w rodzinie. Maddie w ogóle nie przyjmuje do wiadomości tego, że kiedyś tu wróci.
- Przecież tak naprawdę świetnie ją rozumiesz – zauważył.
- I co z tego? Czasami człowiek nie ma wyboru… - powiedziała z goryczą w głosie.
- Ty też wolałabyś inne życie, prawda? Wcale nie chcesz być księżniczką.
       Horace zawsze się tego domyślał. Czuł, że Cassandra tęskni do dawnych lat, chociaż nigdy nie skarżyła się na swój los.
- Chwilowe załamanie. Przejdzie mi.
Horace przytulił ją czule.
- Nie przejmuj się naszą córką. Niektóre sprawy same się rozwiązują, Halt tak zawsze mówił.
       Cassandra uśmiechnęła się do niego. Tęskniła za tym co było kiedyś, ale z drugiej strony obecne życie też miało swoje uroki i jako nastolatka myślała, że będzie gorzej. Jednak teraz pojawiło się dużo problemów, choroba ojca, kłopoty z Maddie. To wszystko zaczęło ją przerastać, a miała przecież na głowie całe królestwo.
- Martwię się jeszcze o tatę… - zaczęła.
- Skoro nasi najlepsi medycy sobie nie radzą, musimy sprowadzić Malcolma, a jeśli nie będzie czuł się na siłach, niech przyśle swojego ucznia. To nasza ostatnia szansa.
                                                        * * *
       Maddie nie mogła przestać myśleć o porannej rozmowie. Nie chciała zdenerwować mamy, wiedziała, że ostatnimi czasy jest jej bardzo ciężko. Jednocześnie była przerażona myślą, że kiedyś i ją to czeka. Dlaczego życie takie jest i nie można po prostu być szczęśliwym? Czy ona albo matka miały możliwość decydowania o swojej przyszłości? Nie. Narzucono im to z góry, bez pytania. Tymczasem jej prawdziwe powołanie jest zupełnie inne.
- O czym tak rozmyślasz? – zapytał wesoło Will. Ostatnio w ogóle zrobił się bardziej radosny.
- O życiu – odpowiedziała z powagą.
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Maddie. Niestety, musisz na jakiś czas przerwać tę zadumę, bo idziemy na targ.
- Myślałam, że już byłeś na targu…
- Wolałem zaczekać na ciebie. Przecież dziewczęta uwielbiają zakupy i lepiej się na tym znają – oznajmił zadowolony z siebie.
- Tobie po prostu się nie chce robić zakupów i wyręczasz się mną, a może boisz się rozmawiać z tymi wszystkimi kobietami?
       Maddie kochała takie dyskusje z Willem. Od razu poprawił jej się humor i na chwilę całkowicie zapomniała o problemach. Założyła swoją cętkowaną pelerynę i ruszyła w kierunku drzwi. Prawie zawsze szli na targ w pelerynach, bo wtedy każdy wiedział, że to zwiadowcy i schodził im z drogi. Ludzie darzyli ich szacunkiem, ale także odczuwali przed nimi pewien strach, wynikający głównie z opowiadanych sobie nawzajem legend. Poza tym Will czuł się pewniej w takim stroju, dawał mu on poczucie bezpieczeństwa. Zwiadowcy zawsze byli dość skrytymi osobami i ograniczali kontakty towarzyskie z innymi ludźmi, z czego Maddie jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę.
- Za kilogram warzyw taka cena to zdecydowanie za dużo – dziewczyna często się targowała.
- To prawda. Drogo tu jak diabli! – do dyskusji włączył się jakiś męski głos.
      Will odwrócił się, a kiedy zobaczył znajomą, potężną postać o zaplecionych w dwa warkocze, lekko siwiejących włosach, jego twarz rozjaśnił uśmiech. Natychmiast zdjął kaptur i wyciągnął rękę w geście powitania. Dawno się nie widzieli…
- Svengal!
     Skandyjski wojownik roześmiał się serdecznie i zamknął Willa w niedźwiedzim uścisku. Zwiadowca jak zwykle ledwo mógł złapać oddech. Wiedział, że Svengal nie tylko chciał okazać radość ze spotkania, ale także zrobić mu trochę na złość, tak z sympatii. Oczywiście Will zawsze się odwdzięczał, słownie.
- Stary bo stary, ale nadal silny – skomentował.
- Ty też byłeś młodszy przyjacielu, gdy cię ostatnio widziałem – skwitował Svengal.
        Maddie wiedziała, że to zastępca Eraka, ober jarla Skandii. W przeszłości oba kraje były do siebie wrogo nastawione, Skandianie organizowali łupieżcze wyprawy na wybrzeża Araluenu, a raz nawet paktowali z Morgarathem, okrutnym lordem. Sam zresztą Erak, wraz ze Svengalem i innymi kompanami porwali Willa oraz jej matkę, jednak później wspólnie obronili Skandię przed Temudżeinami i zawarli między sobą traktat. Od tego czasu zawsze mogą liczyć na swoją pomoc. Dziewczyna kilka lat temu widziała Svengala, przyjaźnił się przecież z jej rodzicami, ale niewiele pamiętała z tego spotkania.
- Co cię sprowadza do Araluenu? – zapytał Will.
- Chciałem zobaczyć jak się sprawuje nasz okręt, który stacjonuje u was. Co jakiś czas przyda się kontrola, a przynajmniej mogę przy okazji odwiedzić starych przyjaciół. Ostatnio dopadły mnie słuchy, że masz uczennicę i widzę, że to prawda – uśmiechnął się. – Szczerze mówiąc jestem w szoku.
- Maddie świetnie daje sobie radę. A co tam słychać u Eraka?
- Ach właśnie! Przypomniałeś mi, że muszę ci kogoś przedstawić. Jest tu ze mną syn Eraka. Ma już swój statek i obowiązki, ale uparł się żeby przypłynąć ze mną. Mówił, że musi zwiedzić Araluen.
- Gdy go ostatnio widziałem to był jeszcze chłopcem. Jak ten czas szybko płynie – zamyślił się Will.
- Gunnar! – krzyknął Svengal. – Zobacz kogo spotkałem!
       Ich oczom ukazał się wysoki, jasnowłosy chłopak. Spojrzał na nich, a potem jego wzrok zatrzymał się na Maddie. Dziewczyna była zaskoczona. Nie spodziewała się takiego spotkania…
- Willa może pamiętasz, ale poznaj jego uczennicę, Maddie, córkę księżniczki Cassandry i Horace’a – zaczął Svengal. – Maddie, to Gunnar, syn Eraka.
- My już się chyba znamy – odpowiedziała szybko, po czym uśmiechnęła się nieco złośliwie.

środa, 6 sierpnia 2014

Prolog

Maddie skradała się za gęstymi drzewami. Właściwie nie musiała się ukrywać, bo miała dzień wolny od treningu, ale z przyzwyczajenia ćwiczyła za każdym razem, kiedy była w lesie. Wkrótce jednak usiadła na kamieniu, znudzona tym zajęciem. Nikogo dzisiaj nie zauważyła wśród drzew, więc nie czuła żadnego dreszczyku emocji. Gdyby wiedziała, że jednak coś, a właściwie ktoś umknął jej uwadze, nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Takie przeoczenie nie przystoi osobie, która szkoli się na zwiadowcę.
Siedział w ukryciu już od trzech godzin i powoli wszystko zaczynało go boleć. Musiał tu przyjść wcześniej niż ona i naprawdę dobrze się schować. Gdyby zjawił się później, narobiłby hałasu i od razu by go znalazła. Na szczęście odkrył w jakich godzinach dziewczyna przychodzi do lasu i mógł opracować misterny plan działania. Szkoda tylko, że musiał teraz trwać w bezruchu, co było dość trudne, zważywszy na jego posturę, którą odziedziczył po przodkach, zresztą nie tylko on. Wszyscy jego rodacy tak wyglądali. Nie był gruby, ale dobrze zbudowany, poza tym umięśniony, co zawdzięczał systematycznym treningom i ciężkiej pracy.
Ojciec dużo opowiadał mu o zwiadowcach, zawsze z szacunkiem, sympatią, a nawet podziwem. Mówił, że nikt nie jest w stanie ich przechytrzyć, choćby nie wiadomo jak się starał. Chłopak wierzył, iż coś w tym jest, ale uznał, że tata trochę przesadził. Założył się z nim, że dokona "niemożliwego". W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech, ale jeszcze bardziej go to zmotywowało.
- Tylko dobrze ci radzę, niech twoim celem nie będzie Will albo Halt. Ten drugi może już dość wiekowy, ale wciąż cwany jak nikt.
- Nie jestem aż tak głupi żeby zadzierać z mistrzami. Mam na oku inną osobę - powiedział z chytrym uśmiechem.
- Powodzenia synu, obyś wrócił cały i zdrowy.
Czuł, że go nie zauważyła. Pewnie wiedziała, że w lesie jest dużo opuszczonych przez zwierzęta legowisk, ale nie miała powodów aby spodziewać się, że ktoś będzie siedział w jednej z nich. Tymczasem udało mu się znaleźć dość dużą kryjówkę i rano, na kilka godzin przed przyjściem dziewczyny, odpowiednio ją przygotował. Miejsce to było schowane całkiem nieźle, ale musiał je trochę powiększyć.
Korzystnie dla niego złożyło się, że usiadła jakiś metr od miejsca, w którym się ukrył. Nie chciał działać pochopnie, więc czekał na odpowiedni moment. Gdy uznał, że Maddie jest zajęta własnymi rozmyślaniami i niczego nie podejrzewa, ostrożnie wydostał się ze swojego schronienia...
Dziewczyna usłyszała jakiś szelest, zdążyła nawet wstać i się odwrócić, lecz o jakiejkolwiek ucieczce nie było już mowy. Jednym ruchem unieruchomił jej ręce, a potem przewrócił na ziemię, ale tak, aby nie zrobić jej krzywdy. Próbowała się wyrywać, jednak bez skutku. Doskonale znał wszystkie triki, służące samoobronie, więc wiedział czego się spodziewać i jak na nie zareagować. Ta niewysoka i szczupła dziewczyna, nawet jeśli była szybka i zwinna, nie miała z nim szans.
- Pomocy! - krzyknęła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że raczej nikt jej nie usłyszy.
Zaczął się śmiać. Udało mu się. Przechytrzył uczennicę Willa.
- Dobra, nie będę cię już dłużej straszył. To był taki żart.
- Słucham?! Jaki żart?! - krzyknęła z oburzeniem, ale w jej głosie było słychać także ulgę.
- Zakład, powiedzmy. Chciałem udowodnić, że pokonam zwiadowcę.
- Może chociaż pozwolisz mi wstać? - wycedziła.
- Oczywiście.
Maddie uznała, że ze strony chłopaka nic jej nie grozi, ale wiedziała, iż tym razem musi zachować czujność, bo mimo wszystko nigdy nic nie wiadomo.
- Należą mi się chyba jakieś przeprosiny i wytłumaczenie - zauważyła.
- Ach tak, więc przepraszam - powiedział wzruszając ramionami. - Wszystko już wytłumaczyłem - dodał z uśmiechem.
- Jesteś bezczelny. Skoro nie masz nic więcej do powiedzenia i nawet nie zamierzasz się przedstawić to pozwól, że nie będę marnowała swojego cennego czasu i pójdę już.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w tym samym kierunku, z którego wcześniej wyszła. Nie minęło pół minuty, kiedy znów usłyszała hałas. Od razu rozpoznała jego źródło. Spojrzała w stronę chłopaka. Niedaleko niego stał niedźwiedź. Kiedy zauważył zwierzę, odruchowo rzucił się do ucieczki. Wiedziała, co może za chwilę nastąpić.
- Stój! - krzyknęła, ale było już za późno.
Niedźwiedź ruszył w jego kierunku. Maddie zaczęła głośno krzyczeć, a jednocześnie wyjęła swój prowiant i rzuciła go w stronę zwierzęcia. Na szczęście podziałało i udało jej się odwrócić uwagę drapieżnika.
- A teraz cicho i spokojnie, nie odwracając się, wycofuj się - powiedziała do chłopaka.
Kiedy odeszli już bardzo daleko, zapytała:
- Nigdy nie zdarzyło ci się spotkać niedźwiedzia?
- Jakoś tak wyszło, że nie.
- Mógłbyś przynajmniej wiedzieć, jak należy się w takiej sytuacji zachować - powiedziała z wyrzutem. - Przecież najgorsze co można zrobić to zacząć uciekać, bo wtedy zwierzak staje się agresywny. Gdybyś zachował spokój i po prostu zszedł mu z drogi, nic by ci nie zrobił, a tak, naraziłeś się na wielkie niebezpieczeństwo i jedynym wyjściem było przestraszenie go i rzucenie jedzenia, a teoretycznie...
- Skończ już! - krzyknął. - Wymądrzasz się.
Maddie uśmiechnęła się z satysfakcją. Po części celowo tak mówiła, żeby go zdenerwować i odpłacić się za wcześniejszą napaść, ale poza tym uważała, że każdy powinien wiedzieć co robić w sytuacji napotkania w lesie niebezpiecznych zwierząt. Niejednemu taka wiedza uratowała życie.
- Jeśli pójdziesz tą ścieżką prosto, za chwilę wyjdziesz z lasu. Nic ci już tu nie grozi, ale ostrożność nigdy nie zaszkodzi. Z Bogiem.
- Dzięki za pomoc - powiedział od niechcenia.
         Wolał żeby nie wiedziała jak bardzo się wtedy przestraszył i że w rzeczywistości był jej ogromnie wdzięczny. Takie wyznanie uraziłoby jego dumę. Tymczasem ona, nie mówiąc nic więcej, odeszła w inną stronę.
- Dziwna dziewczyna - powiedział do siebie, patrząc na oddalającą się jasnowłosą postać.